Deweloper na wojnie z 86 – latkiem. „Co ja zrobię z tymi milionami?”
Wertując otchłanie Internetu, natrafiłem na dość szczególny przypadek, spoza Polski, związany z negatywnym oddziaływaniem inwestycji na nieruchomość sąsiednią.
Mianowicie w belgijskiej miejscowości Bredene deweloper trafił na upartego przeciwnika. Tam, gdzie miał powstać nowy, wolno stojący budynek, mieszka starsze małżeństwo, które nie chce słyszeć o sprzedaży swojego domu. W efekcie powstaje budynek niemal „połączony” z ich domem. Mężczyzna wybudował swój dom 56 lat temu i jak zapowiedział zamierza w nim mieszkać do końca życia. Firma deweloperska proponuje coraz wyższe sumy, ale mieszkańcy domku jednorodzinnego konsekwentnie odmawiają. Małżeństwo nawet jest zdania, że tak bliskie sąsiedztwo apartamentowca im odpowiada ponieważ, jak twierdzą konstrukcja chroni ich przed wiatrem.
Stwierdzenie, że „starych drzew się nie przesadza”, jak widać ma ugruntowane podłoże, nie tylko w naszym społeczeństwie. Z samego artykułu, i wypowiedzi w nich zawartych, dla mnie jako prawnika płyną dwie ważkie kwestie:
- każda wada, w zależności od podejścia danej osoby, może być pozytywnie odbierana przez inny podmiot (vide: biegły albo sąd), a czasami to właśnie subiektywne odczucie będzie grało kluczową rolę przy sporze.
- w społeczeństwie Zachodniej Europy, świadomość możliwości wyrządzenia szkody realizacją inwestycji budowlanej jest znaczna (jest to kolejny artykuł, w ostatnim czasie na jaki natrafiłem, którego wydźwięk jest podobny). Zabiegi dewelopera o wykup przedmiotowej nieruchomości, poza na pewno chęcią realizacji zamierzenia inwestycyjnego w większych rozmiarach, wydaje się, iż miały przede wszystkim na celu minimalizację strat związanych ewentualnym odszkodowaniem dla właścicieli domku. Bo łatwiej ugodą „załatwić” sprawę, niż czekać na biegłego z sądu.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }